Życie jest jak bufet

W czwartek rano budzik zadzwonił o 6.40. Mati, młodszy syn, zwyczajowo kopał i gryzł, bylebym tylko pozwoliła mu pozostać jeszcze przez chwilę w łóżku. Jero zaś, na moje poranne budzikowe sygnały, że nowy dzień nas wita, że pora wstawać, reagował jakby podczas snu utracił słuch… Zupełna martwota. Gdy wreszcie wyprawiłam dzieci do szkół, wskoczyłam jeszcze na małą chwilkę pod kołdrę. Wzięłam jedną z książek Jima Hohnbergera i zanurzyłam się w lekturze.

Mój mąż kocha podróże. Do najszczęśliwszych chwil zalicza te, kiedy może zabrać nas na urlop i pokazać piękno stworzonego przez Boga świata oraz dzieła, obdarzonych talentem, ludzkich rąk. Te nasze wspólne wyjazdy zachęciły mnie do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jaki to jest idealny styl życia. Część czasu zwiedzania poświęcam więc na obserwację sposobu życia ludzi w ich własnych kulturach. Dzisiaj czuję się wreszcie kobietą dojrzałą i – w pewnej mierze – obdarzoną życiową mądrością. Po wielu latach poszukiwań, mogę powiedzieć, że świadomie wykrystalizowałam swój styl, który określam jednym słowem – prostota.

Mój styl ma pozytywną wartość i moc ubogacania mnie. Zwalnia z wielu obowiązków, usuwa ograniczenia, które najczęściej rozpraszają, stresują, zajmują umysł, pochłaniają godziny, które można przeznaczyć ot, na przykład, na odpoczynek. Prostota przynosi rozwiązanie wielu problemów, a w tym najpiękniejszy i pełen estetyzmu wewnętrzny pokój.

Praktycznie wszystko zaczęło się wtedy, gdy zmęczona piątkowym porządkowaniem, postanowiłam ułatwić sobie pracę i część mojej „parapetowej ekspozycji” schować do kartonu by znieść do piwnicy. Teraz parapet zaczął wreszcie oddychać, a ja, wraz z nim, odczułam głęboką ulgę. Moje oczy zaczęły się cieszyć. Zapanowała kojąca równowaga. Ponieważ zrobiło się na parapecie luźniej, eksponowane przedmioty prezentowały się w całej okazałości. A co najważniejsze, odkurzanie parapetu teraz sprawiało radość! I oto odkryłam moją Amerykę. Odetchnęłam i trwale skonstatowałam – tak właśnie chcę żyć!

Wygoda i przyjemność spoglądania na parapet wpłynęły na kolejne zmiany. Z każdym mijającym dniem mocniej tęskniłam za jeszcze bardziej skromnym i uporządkowanym prostotą życiem. Wiedziałam już, że w prostocie odnajduję wolność… Więcej prostoty i skromności to więcej wolności! To paradoksalnie, więcej pełnego życia. Więc nasz dom z czasem trochę opustoszał. Pozbyłam się tego i tamtego. Przybyło jedynie kartonów… Część rzeczy odsprzedałam, część wydałam (łącznie ze stosem ubrań z szafy, w których od dawna nie chodziłam). Pozostałam przy tym, co uznałam za rzeczywiście potrzebne, co dawało mi radość i przede wszystkim było użyteczne. Nie było jakoś bardzo sentymentalnie. To co rozpoczęłam to kontynuuję. Powoli, lecz systematycznie, trwa oczyszczanie. Przecież, aby żyć tak niewiele potrzeba! To takie proste i logiczne, że im mniej przedmiotów nas otacza, tym mamy więcej przestrzeni. Rzadziej potykamy się. A ponieważ stajemy się wtedy ludźmi niezależnymi, to mamy więcej czasu na to co dobre i właściwe.

Tendencja do upraszczania weszła także do mojej kuchni. Skomplikowanie i wieloskładnikowe przepisy zamieniłam na… prostsze; wymagające mniej obróbki technologicznej i mniej składników. Na przykład, zamiast podsmażać cebulę do kotletów daję teraz surową. Mniej pracy, a więcej zdrowia. Dalej dobry smak. Część sprzętu kuchennego znajdującego się w szufladach i szafkach (wydawałoby się kiedyś przydatnego) zmieniło właściciela. Mniej używanego sprzętu to mniej zmywania. Mniej zagracenia to więcej pustego miejsca! Przejrzystość i porządek. Więcej wolnego czasu to więcej możliwości by się rozwijać. To bliżej do realizacji marzeń i życiowych planów.

Te same zasady wprowadzam do piwnicy. Dosyć z „przydaśkami”! Najtrudniej oczywiście uporządkować warsztat, w którym śrubki, podkładki, gwoździe, haki, wkręty, drewna i drewienka, stare kable, bo… mogą się przecież wkrótce przydać… Ale nawet tam udaje się wprowadzić ład i porządek.

W dobie konsumpcjonizmu stawianie na minimalizm jest szczególnie ważne. Otacza nas nadmiar, przesyt, a nawet przesada, często – hm… kiczowatość. Jak tu pozostać w harmonii z samym sobą? Skromniejsze życie, które stało się moim udziałem, a dziś je lansuję, nie ma nic wspólnego z ubóstwem, a raczej z dojrzałym i wyrafinowanym gustem. Z pragnieniem życia bliżej Boga i natury. Skromne życie uczy wdzięku i elegancji. Daje to, czego nie daje obfitość. Społeczeństwo XXI wieku to społeczeństwo nastawione na „mieć” i „teraz” i najlepiej „dużo”, co w praktyce oznacza: dużo za dużo. Z trudem toleruje się, a nierzadko traktuje z pogardą tych, którzy z wyboru żyją skromniej.

Dziś trwa wyścig szczurów. Obowiązuje moda na to, by być na topie, by podobać się, by dorównać innym i być lepszym od drugich. Ale w życiu tak naprawdę nie ważne jest to jakim samochodem jeździsz, ile masz domów, jakie studia ukończyłeś,… w życiu nie o to chodzi jakiej marki ubrania nosisz na sobie… W życiu liczy się to kogo kochasz, a kogo ranisz; co mówisz, a co naprawdę myślisz; czy cenisz ludzi za to kim są, a nie jakie spodnie noszą; czy traktujesz innych z szacunkiem, czy też wywyższasz się ponad nich…. To ma znacznie większą wartość niż rzeczy materialne. Dziś, niestety, tylko dla nielicznych „być” jest ważniejsze niż „mieć”…

Jaki jest twój stosunek do rzeczy materialnych? Zauważyłam, że często w sercach tych, którzy ufają mocy pieniądza, jest pustka… Duchowych potrzeb nie wypełni się dobrami materialnymi.
Czy masz prawdziwych przyjaciół? Serdeczne kontakty liczą się w życiu bardziej niż znikome bogactwa! Załóżmy, że dano ci możliwość wyboru: luksusowy dom nad jeziorem lub kochająca się rodzina i skromne mieszkanie. Co wybierzesz? Mam nadzieję, że cenisz bardziej pełne miłości i zrozumienia relacje, niż reprezentatywność i wystawność. Choć ciepłe kontakty z ludźmi rzeczywiście mogą obdarzyć szczęściem, to jednak spełnienie wszelkich pragnień człowieka leży ostatecznie w kontaktach z Bogiem…

Minął już na szczęście ten czas, kiedy obawiałam się tego „co inni powiedzą”… proste życie jest tym czego pragnęłam przez lata, choć nie umiałam tego ani nazwać, ani zrealizować. Niemiecki poeta, Friedrich von Schiller napisał: „Prostota jest owocem dojrzałości”. Teraz wiem, że mniej znaczy więcej. Niesamowite, prawda? Lecz, aby to poczuć, trzeba mieć za sobą pewne doświadczenia. Aby kochać to co proste, skromne i wolne od nadmiaru, trzeba po prostu przejść metamorfozę… Dlatego dziś zdecydowanie chętniej ubogacam swoje serce w uczucia, umysł w wiedzę, a ciało we wrażenia. Inwestuję w siebie, a nie w przedmioty. Mam pełną satysfakcję emocjonalną, intelektualna i duchową. Wygodę, spokój i radość życia. A do tego kocham ciszę… cisza idzie w parze z prostotą…

Ale wracając do początku… W czasie tego mojego porannego spotkania z książką, odnalazłam myśli bliskie mojemu sercu. Wielu zapewne, tak jak i niegdyś ja, chciałoby coś zmienić w swoim życiu. Wielu z pewnością nie potrzebuje już nawet zrozumienia ani wiedzy w tym względzie. Ludzie potrzebują radykalnie zmienić swoją sytuację. Potrzebują zastosować teorię w praktyce. Społeczeństwo nasze jeszcze nigdy nie było tak zestresowane i przemęczone jak w naszych czasach. Obowiązki i terminy przeplatają się w szaleńczym maratonie dnia. I tak od świtu maraton rusza na nowo. Stajemy się coraz bardziej zniecierpliwieni. Wypalamy się zawodowo i słabniemy psychicznie. Jesteśmy skłonni do irytacji, narzekania. Pasmo kłótni przecina nasze życie w pionie i poziomie, w rodzinie, w pracy, po czym nasze relacje z członkami rodziny, znajomymi czy współpracownikami ulegają załamaniu. Dochodzi do kryzysu, następnie izolacji, czasem depresji i koło zgubnego wyboru zamyka nas w kręgu ciasnoty i samotności.

Ludzie dzisiaj cierpią na dolegliwość, którą nazywam: nadmiar. Wydaje mi się, jakby często wołali, tak jak dzieci: „daj, daj…”, „moje, moje…”. Wygórowane ambicje, nadmiar pracy, oczekiwań, posiłków… Z nadmiarem wiąże się coraz częściej niedosyt… Jeśli masz czegoś za dużo, tym samym masz czegoś innego za mało… a równowaga być musi. Czy wiesz czego masz za mało? Na pewno znasz tęsknoty twojego serca i doskonale wiesz czego ci brakuje…

Jedna z najistotniejszych czynności, jakimi powinniśmy być nieustanie zajęci, to praca nad sobą samym. Nad swoim potrzebującym zmiany charakterem. Nad naszymi gasnącymi relacjami. Jako chrześcijanie, powinniśmy żyć według biblijnych zasad i standardów. A to wymaga decyzji i pracy… Nic nie jest złe, dopóki nie okrada nas z wartości i cennego czasu. Czy pragniesz się rozwijać? Czy pragniesz pięknego moralnie charakteru? Czy pragniesz w swoim życiu wzrostu? Naturalnie, nie chodzi o ten mierzony w centymetrach 😉 Jeśli nie rozwijasz się, to tak naprawdę cofasz się … Poznanie ubogaca. Ważne jest jeszcze nie tyle abyś rozwijał się, ale abyś rozwijał się we właściwym kierunku.

Czy jesteś zadowolony z siebie? Czy twój plan dnia jest mądrze ułożony? Czy masz należytą hierarchię wartości? Czy masz adekwatnie ustawione priorytety? Kto jest dla ciebie autorytetem moralnym, duchowym…? Z kogo czerpiesz przykład? Dziś religia stała się bardzo powierzchowna. Przeciętny chrześcijanin nigdy nie czytał Biblii. Jeśli uczęszcza do kościoła to najczęściej z przyzwyczajenia, a nie z rzeczywistej potrzeby serca. Niewiele wie o Bogu. Nie ma go w sercu. Dlatego nie wie co to znaczy umierać dla własnego „ja”… dla własnych cielesnych pożądliwości, egoistycznych pragnień, snobistycznych zachcianek. Nie wie co to odmawiać sobie, rezygnować… Nie zna woli Bożej, więc nie jest w stanie podporządkować się jej, jednocześnie nie łatwo przychodzi mu dokonywanie właściwych wyborów… Myśli po swojemu…

W społeczeństwie istnieje tendencja do zachowywania status quo, która odrzuca wszelkie nieznane rozwiązania. Pociąga to za sobą trwanie w niewiedzy, która uniemożliwia rozwój. Nosimy więc brzemiona, które są ponad nasze siły. Uginamy się pod ich ciężarem i często toniemy – bo nie wiemy jak żyć… jak sobie pomóc, jak zrzucić przytłaczające nas brzemię obowiązków… jak zrealizować drzemiące w nas marzenia… Nie wiemy i nie chcemy często wiedzieć… Boimy się zmian…Choć to brzemiona, to lubimy je; są przecież nasze.. ciężko rozstać się z nimi. A w końcu, to przecież już tyle lat jesteśmy razem…

Czy zatem istnieje jakiś sposób na pełniejsze życie? Eureka! Jest rozwiązanie tego problemu! Ale tylko dla tych, którzy chcą się pozbyć brzemion 😉 Jest nim dobrowolne ograniczanie się. Jest ono osobistym wyborem, aby żyć skromniej, prościej, ale tym samym piękniej, estetyczniej, w harmonii z naturą i sobą samym. To wybór, by mieć mniej, a mimo to opływać w skarby duszy; skarby, których nie przelicza się na pieniądze…”Muszę nauczyć się taktownego mówienia nie, nie tylko złym rzeczom, które zabierają mi czas, ale także niektórym dobrym, a to wszystko po to, by mieć czas na to co najlepsze. (…) Chcę uwolnić moje życie od gorączkowego tempa tego wieku na tyle, bym mógł czuć Jego obecność u mego boku”, napisał Jim Hohnberger.

Życie jest jak bufet w ekskluzywnym hotelu – opływa w dobre rzeczy. Pięknie przystrojony i zastawiony pysznymi przekąskami i owocowymi napojami, kusi. Masz przed oczami obłęd, ochotę na wszystko… Twoje oczy pożądają teraz właśnie tego, nie mogą się napatrzeć, a ciało pragnie się tym nasycić. To najsmaczniejsze jedzenie! To najlepsze napoje! Wiesz jednak, że nie możesz zjeść wszystkiego i czuć się nadal dobrze… Rozsądek mówi ci, że musisz nad tym panować i powiedzieć w pewnym momencie – nie! dosyć! wystarczy! basta! Ale oczy i apetyt kuszą cię nadal… Musisz się ograniczyć. Musisz podjąć decyzję. Musisz wybrać. Jeśli ulegniesz, nie pozostanie to bez konsekwencji.

Życie jest jak bufet. Jednocześnie nie możesz mieć wszystkiego. Jeżeli chcesz się cieszyć wolnością i tym co naprawdę jest dobre, jeśli chcesz znaleźć czas na to co ma wartość, to musisz sprowadzić życie do niezbędnego minimum. Stoisz przed wyborem nie tyle pomiędzy dobrym a złym, ale pomiędzy dobrym, a bardzo dobrym. Zacznij odkrywać urok eliminowania ze swojego życia zbędnych rzeczy. Zapewniam cię, nie ma nic lepszego, jak dążyć do upraszczania i skupienia się na esencji.

Ułożenie swojego życia według standardów jakie narzuca minimalizm nie jest łatwe, ale warte jest trudu. Choć nadal otacza mnie zbyt wiele rzeczy, zbyt wiele papierów, choć w moim komputerze są dziesiątki niepotrzebnych plików, choć mam problem z usuwaniem starej poczty, to przepełnia mnie niczym nieodparta potrzeba wewnętrznego rozwoju. Wiem, że droga, którą idę, prowadzi do ukontentowania. Wybrałam prostotę i umiar. Wybrałam porządek. Wybrałam czas. Wybrałam wolność.

Prostota to nie ubóstwo. To nie pustelnicze życie i nuda. To więcej czasu dla siebie, dla przyjaciół i Boga, to więcej pieniędzy i mniej zmartwień. To wyższa jakość życia, która wnosi harmonię i prawdziwe piękno w życie. Swoją lekkością unosi ponad bezmiar tłocznego zagubienia. To błogość wolności i jakość, a nie ilość. Rozumiał to doskonale Steve Jobs… A ja cię dziś do niej gorąco zapraszam. Drzwi otwarte… Wejdź.

Agata Radosh

O SiegnijPoZdrowie

Stowarzyszenie Promocji Zdrowego Stylu Życia - filia w Poznaniu
Ten wpis został opublikowany w kategorii Ciekawe artykuły i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

One Response to Życie jest jak bufet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *