Śmierć córki, groźby zabójstwa kolejnych dzieci, wiele lat walki o prawdę. Potem list od Baracka Obamy („popieram, ale nic nie mogę zrobić”) i wreszcie małe wynagrodzenie jej trudów — przyznanie ekologicznej nagrody Nobla. Tak żyje Sofia Gatica.
Ituzaingó, przedmieścia Kordoby, stolicy Argentyny. Kilkanaście lat temu mieszkańcy zaczynają poważnie chorować, przede wszystkim na nowotwory piersi i tchawicy. Dzieci rodzą się np. ze zrośniętymi palcami czy deformacjami nerek. Sofii Gatice zmarła córka — jej narządy przestały funkcjonować już trzy dni po urodzeniu. Za punkt honoru postawiła sobie odkrycie powodu jej śmierci. Odwiedzając od drzwi do drzwi mieszkańców parotysięcznej wioski, szybko zorientowała się, że dzieje się w niej coś dziwnego. Sofia na kilku złączonych ze sobą kartkach papieru narysowała swoje osiedle (z trzech stron otoczone uprawami soi — jak się potem okaże, to dość ważny szczegół). Na tak przygotowaną mapę nanosi wszystkie choroby, czasem i zgony, z jakimi mieszkańcy Ituzaingó mieli do czynienia.
Zielony nobel
Nagroda Goldmanów, nazywana też zielonym bądź ekologicznym noblem, to najważniejsze wyróżnienie z dziedziny ochrony środowiska. Wręczana jest przedstawicielowi każdego z kontynentów. W 2012 roku otrzymała ją właśnie Sofia Gatica. Jej osiągnięcia pokazano na krótkim, popularnym w internecie filmiku1. — Niestety, muszę was poinformować, że mężczyzny, którego w nim widzieliście, nie ma już wśród nas — rozpoczęła swą przemowę przed odebraniem nagrody. — Miesiąc temu umarł na raka.
Jak do tego doszło, że ta skromna, zwykła, pracująca kobieta zapoczątkowała ruch Matki z Ituzaingó, doprowadziła do protestów w Argentynie i — po wielu bojach — do zmiany prawa? A przed trzema tysiącami osób zebranych na ceremonii wręczania Nagrody Goldmanów w San Francisco odważnie apelowała: — Jako matki prosimy, w imieniu naszych dzieci, aby na pierwszym miejscu postawić zdrowie, życie i czyste środowisko!
Z kim walczyła i dlaczego zajęło to aż kilkanaście lat?
Tu choroba, tam śmierć
Wróćmy do mapki. Sofia prezentuje ją na spotkaniu w Krakowie — wygląda, jakby miała za sobą przynajmniej kilka dekad. Papier pożółkł, kartki są poszarpane, niejednokrotnie sklejane przeźroczystą taśmą. Widać, że ten rekwizyt służy jej podczas wielu prelekcji, które prowadziła kiedyś w swoim mieście, regionie i całej Argentynie, a dziś w różnych zakątkach świata.
Na mapie widać, że chorób jest dużo. Natomiast najwięcej w tych domostwach, które graniczą z polem, na którym uprawiana jest soja. Warto wiedzieć, że Argentyna to trzeci na świecie eksporter soi. Nic zatem dziwnego, że dąży do maksymalizacji zysków. — Rząd w pewnym momencie podpisał umowy z największymi korporacjami, jak Monsanto2: pojawił się nakaz, że rolnicy mają kupować takie, a nie inne, ziarna oraz takie, a nie inne, pasze — opowiada Sofia Gatica. Są one modyfikowane genetycznie. Aby uprawa przebiegała najsprawniej, bez „zbędnych” kosztów i naturalnych zabiegów, pola pryska się herbicydami (ten najbardziej znany to Roundup). Są przygotowywane tak, że wokół ginie wszystko, prócz danej, uprawianej rośliny (stąd nazwa soja RR — ready for Roundup, czyli soja gotowa na Roundup).
Utrata córki
— Czułam się okropnie — mówi łamiącym się głosem Sofia we wspomnianym już filmiku. — Ciężko mi mówić o stracie córki…
Kiedy odwiedziła Polskę, też unikała tego tematu. Mówiła o chorobach sąsiadów, problemach innych dzieci, ale widać, że nie chce wracać do tak osobistych przeżyć. W Krakowie wyręczył ją Marek Kryda z Instytutu Spraw Obywatelskich. — W Argentynie zamiast niszczyć chwasty przez orkę, stwierdzono, że wystarczy pryskać pole Roundupem z samolotu! Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Tygodniowa córeczka Sofii umarła! Okazało się, że doszło tam do katastrofy ekologicznej.
Faktycznie, kilku niezależnych lekarzy potwierdziło przypuszczenia Sofii — winne są opryski. Najczęściej chorowali właśnie ci znajdujący się w pobliżu pól, które samoloty pryskały pewną substancją — znanym nam już Roundupem, flagowym produktem Monsanto, promującym uprawy i żywność modyfikowane genetycznie.
Groźby, Obama, wygrana!
— Masz jeszcze trójkę dzieci. Uspokój się, bo jutro będzie tylko dwójka — takie pogróżki usłyszała Sofia, gdy zaczęła nagłaśniać sprawę. Założyła stowarzyszenie Matki z Ituzaingó, organizowała protesty, prelekcje, pisała petycje do polityków. W końcu ktoś zamaskowany przyłożył jej pistolet do skroni i powiedział, by przestała „truć” o tej soi… — Ale ja nie zamierzałam przestać! — pokazuje swe waleczne oblicze Sofia. Policja według niej „niby pomagała”, zakładała podsłuchy, by wszcząć śledztwo. Ale kiedy pytała, kto to robi, kto dzwoni i grozi, zazwyczaj słyszała: — To sekret. Dla dobra śledztwa nie możemy nic mówić.
— Na początku rząd nie chciał nas słuchać, więc wyszliśmy na ulicę. Dopiero po zobaczeniu transparentów i rzeszy ludzi zadzwonił do nas minister. Stwierdził, że pijemy zanieczyszczoną wodę. Ale nie podpisał żadnego dokumentu, nic nie zaczął robić. Dopiero po długim czasie [kiedy matki miały już własne ekspertyzy i dowody — dop. MR] to się zmieniło — opowiada Sofia.
Rozżalone Matki z Ituzaingó napisały nawet list do prezydenta Stanów Zjednoczonych z prośbą o interwencję. Barack Obama wysłał kartkę do Sofii, że bardzo popiera ich walkę, że duchem jest z nimi, ale niestety nie może nic zrobić…
Po dziesięciu latach upór Sofii się opłacił i sama prezydent Argentyny zajęła stanowisko w tej sprawie. Jako niewielkie ustępstwo ocenia to Marek Kryda: — Matki walczące z opryskami wygrały tylko to, że w jednym regionie przestano pryskać z samolotów, wyznaczono też odległość od zamieszkanych terenów, w jakiej można opryskiwać pola. Wciąż nie mogę jednak zrozumieć sytuacji, że dzieci stały się królikami doświadczalnymi…
Nasza wina?
— Nie chcemy, by to, co się stało w Argentynie, stało się też w Unii Europejskiej — deklarują Matki z Ituzaingó. — Wy jeszcze będziecie mogli wybrać (o ile oczywiście nie dopuścicie do negatywnych ustaw), w Argentynie nie mamy zaś takiej możliwości, bo aż 80 proc. wysiewanej u nas soi to GMO — mówiła w Krakowie Sofia. Z żalem przyznała, że do tego, co stało się w Argentynie, przyczyniamy się my, Europejczycy. Jak? Kupując taką soję! Są inne rodzaje, np. polska anuszka, ale niestety jej hodowanie nie jest promowane w naszym kraju. Wielu rolników zrezygnowało nawet z płodozmianu i dotychczasowych upraw, wszystko stawiając na tanią soję, której nasiona zwiększyły liczbę herbicydów.
Miło jest poznawać historie, w których prawda wychodzi na jaw — choć walka trwała ponad dekadę! Ale Sofia walczy dalej, apelując m.in. do nas: — Albo polscy rolnicy się zjednoczą i będą walczyć o tradycyjne polskie ziarna i piękny widok, jaki macie na swoich wsiach, albo zostaniecie w domu i nie zrobicie nic. Jeśli tak się stanie, nie zaczniecie walczyć z rządem o swoje prawa, wtedy będziecie mogli mieć pretensje tylko do siebie.
Michał Rakowski
1 Zob. http://www.youtube.com/watch?v=eHHS45AJsoI [dostęp: 6 XII 2012]. 2 Więcej o tej firmie, jej działalności i produktach pisaliśmy w „Znakach Czasu” 10/2011 i 11/2011.
źródło: miesięcznik Znaki Czasu 3/2013.
Mimo protestów setek organizacji i milionów polskich obywateli (według sondaży przeciw GMO jest 70 proc. społeczeństwa) ustawa o nasiennictwie weszła w życie i od 28 stycznia w sprzedaży są nasiona GMO – Redakcja „Znaki Czasu.